Rowerowe nowości z Budżetu Obywatelskiego
Niedziela, 10 grudnia 2017 | dodano:10.12.2017Kategoria Łódź
Koniec roku obrodził w realizację projektów rowerowych - zarówno tych dobrych, jak i jednego co do którego miałem wielkie wątpliwości i na niego nie głosowałem, choć był na moim osiedlu. Chodzi o CPR wzdłuż Limanowskiego od Włókniarzy do Grunwaldzkiej. Kostka, zawijasy, bo przecież to był zwykły chodnik. Dobrze chociaż, że przy skrzyżowaniach nieco poszerzyli by zmieściły się przejazdy.

CPR wzdłuż Limanowskiego © barklu
Najgorsze jest zakończenie przy Grunwaldzkiej - o ile skręcający w lewo w Grunwaldzką mają teraz łatwiej, bo odpada trudny lewoskręt (i chyba taki był zamysł), o tyle jadący Limanowskiego na wschód muszą przebijać się przez 4 pasy ruchu nawet bez wysepki pośrodku.

Zakończenie przy Grunwaldzkiej © barklu
A mogłoby być tak fajnie, jakby postawili znaki C16 z tabliczką T22, czyli zrobili chodnik z dopuszczonym ruchem, ale nieobowiązkowy, i wszyscy byliby zadowoleni. Autor wniosku nie miał nic przeciw temu (bo do niego pisałem), nie zgodzili się zapewne urzędnicy Biura Inżyniera Miasta.
Wykonano też kolejny mój projekt, czyli przejazd rowerowy Aleksandrowska / Kaczeńcowa. Od Kaczeńcowej do Rydzowej jest CPR, oznakowany tylko od strony Rydzowej. Od Kaczeńcowej do Traktorowej jest szeroki chodnik, po którym można jechać rowerem (70km/h na jezdni). Oczywiście odpowiedzialni za wykonanie nie byliby sobą, gdyby nie popełnili jakiegoś błędu - w tym wypadku niepotrzebnie zwęzili aż tak mocno przejście dla pieszych. Przejazd spokojnie mógłby być te 0,5m, a nawet 1m węższy (tak jak ten wczorajszy na Brzezińskiej).

Przejazd Aleksandrowska / Kaczeńcowa © barklu
Zakończyli też kolejny mój projekt, czyli szutrową ścieżkę przy Górce Retkińskiej. Jest już obniżony krawężnik, żwir wywalcowany, aczkolwiek póki co trzęsie bo jest nieco za gruby - ale to się mam nadzieję uklepie. Niestety skrót jako całość jest popsuty przez koszmarne błoto na pierwszych 20-30 metrach od strony Konstantynowskiej - gdy składałem wniosek to go nie było, wyjeździł ciężki sprzęt przy pracach kanalizacyjnych na Konstantynowskiej.

Ścieżka koło Górki Retkińskiej © barklu
Na Grodzieńskiej i Kowieńskiej zrobili kontraruch - wniosek nie mój, ale na niego głosowałem. Warto zwrócić uwagę na krótki fragment kontrapasa przy wlocie w ulicę - według mnie niekonieczny, ale niech sobie będzie, nie przeszkadza. Pozostałe pasy rowerowe z wniosku też powoli i w bólach powstają.

Kontraruch na Kowieńskiej © barklu

CPR wzdłuż Limanowskiego © barklu
Najgorsze jest zakończenie przy Grunwaldzkiej - o ile skręcający w lewo w Grunwaldzką mają teraz łatwiej, bo odpada trudny lewoskręt (i chyba taki był zamysł), o tyle jadący Limanowskiego na wschód muszą przebijać się przez 4 pasy ruchu nawet bez wysepki pośrodku.

Zakończenie przy Grunwaldzkiej © barklu
A mogłoby być tak fajnie, jakby postawili znaki C16 z tabliczką T22, czyli zrobili chodnik z dopuszczonym ruchem, ale nieobowiązkowy, i wszyscy byliby zadowoleni. Autor wniosku nie miał nic przeciw temu (bo do niego pisałem), nie zgodzili się zapewne urzędnicy Biura Inżyniera Miasta.
Wykonano też kolejny mój projekt, czyli przejazd rowerowy Aleksandrowska / Kaczeńcowa. Od Kaczeńcowej do Rydzowej jest CPR, oznakowany tylko od strony Rydzowej. Od Kaczeńcowej do Traktorowej jest szeroki chodnik, po którym można jechać rowerem (70km/h na jezdni). Oczywiście odpowiedzialni za wykonanie nie byliby sobą, gdyby nie popełnili jakiegoś błędu - w tym wypadku niepotrzebnie zwęzili aż tak mocno przejście dla pieszych. Przejazd spokojnie mógłby być te 0,5m, a nawet 1m węższy (tak jak ten wczorajszy na Brzezińskiej).

Przejazd Aleksandrowska / Kaczeńcowa © barklu
Zakończyli też kolejny mój projekt, czyli szutrową ścieżkę przy Górce Retkińskiej. Jest już obniżony krawężnik, żwir wywalcowany, aczkolwiek póki co trzęsie bo jest nieco za gruby - ale to się mam nadzieję uklepie. Niestety skrót jako całość jest popsuty przez koszmarne błoto na pierwszych 20-30 metrach od strony Konstantynowskiej - gdy składałem wniosek to go nie było, wyjeździł ciężki sprzęt przy pracach kanalizacyjnych na Konstantynowskiej.

Ścieżka koło Górki Retkińskiej © barklu
Na Grodzieńskiej i Kowieńskiej zrobili kontraruch - wniosek nie mój, ale na niego głosowałem. Warto zwrócić uwagę na krótki fragment kontrapasa przy wlocie w ulicę - według mnie niekonieczny, ale niech sobie będzie, nie przeszkadza. Pozostałe pasy rowerowe z wniosku też powoli i w bólach powstają.

Kontraruch na Kowieńskiej © barklu
Dane wycieczki:
Km: | 25.90 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 01:41 | km/h: | 15.39 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Skałołaz | ||
Aktywność Jazda na rowerze |
Komentarze
Tak de facto to praktycznie niemal całą kostkówkę wzdłuż Józefiaka można ominąć: na rondku będącym wjazdem na A1 w prawo w ulicę Kątną, potem w lewo w Nery - i wzdłuż A1 i Dyspozytorską do Zakładowej. To najkrótsza opcja.
huann - 17:55 niedziela, 17 grudnia 2017 | linkuj
Z kontrapasów nie korzystam - przecież kwartały w centrum są na tyle małe, że spokojnie każdy można objechać w 5 minut, więc są one dla mnie zbędne.
Pisząc o remontach nie miałem na myśli generalnych remontów, tylko pokrycie kostki odpowiedniej grubości asfaltem i spiłowanie krawężników - to nie są chyba aż tak grube miliony. Spokojnie można by to zrobić, zamiast na siłę łączyć kolejne dzielnice nowymi DDR-ami: przecież jadąc z Chojen niekoniecznie trzeba się pchać ruchliwą Rzgowską - można wybrać wariant od zachodu (Tuszyńską), albo od wschodu (przejazd za dworcem na Chojnach). To samo Paderewskiego - jest Bednarska z różnymi bocznymi odgałęzieniami. A drogę do Andrzejowa jeśli ktoś nie chce jechać Rokicińską można pokonać Józefiaka (kostkowa DDR, na szczęście kostka niefazowana) i Zakładową, a z drugiej strony Malowniczą/Gajcego. Owszem, jest trochę dalej, ale da się. huann - 17:28 niedziela, 17 grudnia 2017 | linkuj
Pisząc o remontach nie miałem na myśli generalnych remontów, tylko pokrycie kostki odpowiedniej grubości asfaltem i spiłowanie krawężników - to nie są chyba aż tak grube miliony. Spokojnie można by to zrobić, zamiast na siłę łączyć kolejne dzielnice nowymi DDR-ami: przecież jadąc z Chojen niekoniecznie trzeba się pchać ruchliwą Rzgowską - można wybrać wariant od zachodu (Tuszyńską), albo od wschodu (przejazd za dworcem na Chojnach). To samo Paderewskiego - jest Bednarska z różnymi bocznymi odgałęzieniami. A drogę do Andrzejowa jeśli ktoś nie chce jechać Rokicińską można pokonać Józefiaka (kostkowa DDR, na szczęście kostka niefazowana) i Zakładową, a z drugiej strony Malowniczą/Gajcego. Owszem, jest trochę dalej, ale da się. huann - 17:28 niedziela, 17 grudnia 2017 | linkuj
A propos wyprzedzania na pasach rowerowych o szerokości 1,5 m - otóż pas jest prawie zawsze jednokierunkowy, w przeciwieństwie do DDR-u, więc dopiero gdy DDR ma szerokość 3 metrów można obie sytuacje porównać: na pasie nie grozi czołowa kolizja z nadjeżdżającym z naprzeciwka rowerzystą (pomijam jakieś kuriozalne pomysły pasów jak bodaj w Lesie Okręglik koło Zgierza swego czasu namalowali). Na wsiach infrastruktura (zazwyczaj CPR-y z kostki) dostosowywana jest de facto wyłącznie dla "wsiowych" rowerzystów, którzy i tak by jeździli chodnikiem i tak. Właśnie przez takie podejście, które zamiast oswajać rowerzystów z jezdnią wyznacza ich miejsce poza nią mamy tyle bubli.
Po Holandii rowerem nie jeździłem - jeździłem za to m.in. parę razy po wsiach i miastach w Niemczech, Danii, Szwecji. I nigdzie takich niedorób jak u nas (z wyjątkiem dosłownie kilku w b. NRD) nie widziałem. Może, nawet jeśli mieli, zamiast budować jak najwięcej nowych, wyremontowali najpierw te stare? huann - 20:30 sobota, 16 grudnia 2017 | linkuj
Po Holandii rowerem nie jeździłem - jeździłem za to m.in. parę razy po wsiach i miastach w Niemczech, Danii, Szwecji. I nigdzie takich niedorób jak u nas (z wyjątkiem dosłownie kilku w b. NRD) nie widziałem. Może, nawet jeśli mieli, zamiast budować jak najwięcej nowych, wyremontowali najpierw te stare? huann - 20:30 sobota, 16 grudnia 2017 | linkuj
W kwestii Wyszyńskiego: może gdyby FF nic nie zaproponował, to w ogóle nic by nie powstało - i problemu by nie było? O to mi właśnie chodziło w kontekście roli FF przy inwestycjach. W końcu na Wyszyńskiego nie ma aż takiego ruchu, by musiało tam coś być - mimo dwóch pasów przedzielonych torowiskiem to nie wylotówka na miarę Piłsudskiego. Ale na szczęście dla mnie jest jeszcze Maratońska. Z naciskiem na jeszcze. Oby FF nie zaproponowało nic w tej sprawie, może wtedy urzędnicy nie będą mieli pretekstu by znów coś schrzanić. bardzo byłbym z tego rad. Wtedy kasa przeznaczona na wątpliwe nowe inwestycje mogłaby pójść na remont tych, które mamy nieszczęście już mieć, a o których tylko niewielkiej części wspomniałeś.
huann - 20:18 sobota, 16 grudnia 2017 | linkuj
(Dzielę na trzy części, bo się wg systemu bs-a zanadto rozpisałem i system (ach te systemy, nakazy i zakazy!) mnie do tego zmusza:
1. Tak jak już pisałem: pasy rowerowe na głównych jezdniach powinny służyć przede wszystkim tym rowerzystom, którzy chcą się sprawnie i szybko przemieścić pomiędzy oddalonymi od siebie punktami w wielkim mieście. Jeśli rower ma być wobec samochodu pod względem czasowym konkurencyjny w codziennym użytkowaniu, nie może być to pojazd wolniejszy od auta (bo nikt poza garstką zapaleńców nie będzie go wtedy używał), tylko co najmniej równie szybki. Wiadomo, auta jadą szybciej, ale też i częściej stoją w korkach - i tu jest zaleta roweru, który może zawsze jakoś tam ominąć korki na jezdni, choć oczywiście rzeczone korki go spowalniają. Sam to przerabiam na codzień. Na DDR, jak się zakorkuje w sezonie nie ma jak minąć rowerowego korka, bo są DDR-y na to za wąskie. Rekreacyjne przejazdy wzdłuż Piłsudskiego w spalinach i ryku aut moim zdaniem nie mają żadnego sensu - od tego są, też tak jak już wspominałem boczne ulice o małym ruchu. Jeśli zaś tak bardzo obawiamy się jazdy większą ulicą - można po prostu władować rower do autobusu jadącego np. do Łagiewnik - i tam sobie pojeździć dla zdrowia weekendowego, a nie z konieczności codziennej. huann - 21:07 czwartek, 14 grudnia 2017 | linkuj
1. Tak jak już pisałem: pasy rowerowe na głównych jezdniach powinny służyć przede wszystkim tym rowerzystom, którzy chcą się sprawnie i szybko przemieścić pomiędzy oddalonymi od siebie punktami w wielkim mieście. Jeśli rower ma być wobec samochodu pod względem czasowym konkurencyjny w codziennym użytkowaniu, nie może być to pojazd wolniejszy od auta (bo nikt poza garstką zapaleńców nie będzie go wtedy używał), tylko co najmniej równie szybki. Wiadomo, auta jadą szybciej, ale też i częściej stoją w korkach - i tu jest zaleta roweru, który może zawsze jakoś tam ominąć korki na jezdni, choć oczywiście rzeczone korki go spowalniają. Sam to przerabiam na codzień. Na DDR, jak się zakorkuje w sezonie nie ma jak minąć rowerowego korka, bo są DDR-y na to za wąskie. Rekreacyjne przejazdy wzdłuż Piłsudskiego w spalinach i ryku aut moim zdaniem nie mają żadnego sensu - od tego są, też tak jak już wspominałem boczne ulice o małym ruchu. Jeśli zaś tak bardzo obawiamy się jazdy większą ulicą - można po prostu władować rower do autobusu jadącego np. do Łagiewnik - i tam sobie pojeździć dla zdrowia weekendowego, a nie z konieczności codziennej. huann - 21:07 czwartek, 14 grudnia 2017 | linkuj
2. Jeśli mocno pada deszcz lub śnieg, albo jest ślisko, to wg przepisów możemy przecież jechać chodnikiem i wtedy żaden tir nas nie ochlapie, więc argument pogodowy też odpada w kontekście braku ewentualnego komfortu jazdy jezdnią. Możemy - a nie musimy - to kluczowe. Ale odwrotnie (zalodzona DDR, czarna posolona jezdnia) już nie - dlaczego? Ano dlatego, że w tym niby łaskawym dla rowerzystów przepisie nie chodzi tak naprawdę o komfort jazdy, tylko o wywalenie rowerzystów z jezdni gdziekolwiek, jak też już pisałem. Nie bez powodu ktoś kiedyś ukuł, niezbyt zręczne ze względów historycznych, ale nader adekwatne do sytuacji pojęcie "getta ścieżkowego". Drewnowska jest oczywiście za wąska na pasy - oczekiwałbym tam, jeśli już coś koniecznie musi być, zamiast DDR-u z kostki - po prostu sierżantów rowerowych na jezdni. I tyle. Korzyści prawie żadne, ale koszty przynajmniej też minimalne. A zamiast robić coś, co albo się uda, albo się nie uda - jak w rosyjskiej ruletce, czyli na Wyszyńskiego (i znów w tym kontekście jak bumerang powraca kwestia podejścia środowiska FF do tematu) - w pierwszym rzędzie pokryć asfaltem wszystkie kostkowe potworki z kilkunastu lat wyraźnie oddzielając części dla pieszych w przypadku CPR-ów.
huann - 21:06 czwartek, 14 grudnia 2017 | linkuj
3. 3. A co do Holandii - to czy najpierw budowali buble przez kilkanaście lat, tylko po to by nieświadomi rowerzyści mogli się zachwycać, że specjalnie "dla nich" coś zrobiono, czy też od razu budowano w europejskim standardzie - i to być może właśnie przyciągnęło do dwóch kółek rzesze obywateli? Podejrzewam, że to drugie, a skoro tak - to wiadomo nie od dziś, że u nas jak mają coś spartolić, to spartolą w dwójnasób, więc też i z góry wiadomo, że każde żądanie nowej infrastruktury rowerowej obarczone jest wysokim ryzykiem spartolenia owej.Co zresztą wciąż na nowo się sprawdza - a wtedy się załamuje ręce i płacze nad rozlanym mlekiem, że "nie tak to miało wyglądać". No, nie miało - ale znów wygląda. I co teraz? Ano nic, po 9 latach "się domaluje przejazd", żeby choć trochę było lepiej. A przez te 9 lat spartoli się kolejnych 9 albo 99 projektów. I ma być w ten sposób kiedyś niby lepiej? Trasa WZ po przebudowie między skrzyżowaniem Marszałków a Centralem w kontekście rowerowym niewiele zyskała poza nawierzchnią - w sezonie zatłoczona, nadal niebezpieczne wyjazdy z ograniczoną widocznością z bocznych ulic.
huann - 21:06 czwartek, 14 grudnia 2017 | linkuj
Co do jazdy jezdnią/dedeerówą na trasie WZ, to światła są tylko jedną stroną medalu. To, co bym stracił (lub nie!) jadąc jezdnią na światłach przy Tulipanie, odzyskałbym nie stojąc na raz albo dwa razy na skrzyżowaniu z Niciarnianą (nie musząc zmieniać stron).
Ale chodzi o coś innego: jezdnią w miarę sprawny rowerzysta porusza się z prędkością, powiedzmy 25 km/h (czasem 20, a czasem 30-35, w zależności od sprzętu, nachylenia terenu oraz wiatru, widoczności etc.). Nie wyobrażam sobie jechać z taką średnią prędkością po wąskiej DDR w centrum, gdzie inni rowerzyści mijają mnie "na gazetę" lub jadą nóżka za nóżką środkiem, albo parami, bo akurat zebrało im się na gadki-szmatki, nagle znienacka wyskakuje z chodnika starsza pani z psem na lince w poprzek, albo radośnie sobie biegają dzieci, bo rodziciele własnie z siatami z zakupami stanęli sobie na środku by wymienić uwagi o cenach marchewki i groszku. Na jezdni tego typu wątpliwych atrakcji nie ma, stąd sprawniejsze przemieszczanie. Dodatkowo na DDR jest znacznie bardziej ograniczone pole widzenia przy wszelkich wyjazdach z bocznych uliczek, a wiadomo jak kierowcy podchodzą do tematu: drogę rowerową, a właściwie przejazd przez nią traktują zazwyczaj jako doskonałe miejsce by się rozkraczyć i czekać, aż się będą mogli włączyć do ruchu wjeżdżając z podporządkowanej na główną ulicę. Teoretycznie rowerzysta ma pierwszeństwo na drodze rowerowej - na jezdni, podobnie jak jadące nią auta pierwszeństwo ma w takim przypadku i teoretycznie - i praktycznie; w dodatku jest lepiej widoczny - a to kolosalna różnica. W Holandii może jest inaczej, ale my nie mamy karnej mentalności wyrosłej z protestantyzmu i związanego z nią przestrzegania wszelkich norm - więc porównywać możemy się z krajami Europy środkowo-wschodniej, o Rosji nie wspominając. Szwedami, Holendrami, Duńczykami, czy Niemcami nigdy nie będziemy - również na drodze. Nie ta cywilizacja. A ponieważ tak to u nas wygląda, więc polityka FF jest nietrafiona - bo szkodnicy, którzy w urzędach decydują o kształcie infrastruktury rowerowej podchwytują tylko nośne hasła "budowy infrastruktury rowerowej" i robią to po swojemu, najgorzej jak się da, mając piękne usprawiedliwienie dostarczane przez tzw. środowisko rowerowe pt. "przecież chcieliśta ścieżki, no to je mata!". Tak to wygląda od co najmniej 10 lat - dlatego zawsze powtarzam, że w Polsce laur i palmę pierwszeństwa i co tam jeszcze za działanie najbardziej przyjazne rowerzystom powinna otrzymywać ta gmina lub miasto, które robi w tej kwestii jak najmniej. Bo przynajmniej nic nie będzie spieprzone, a "nadmiar" pieniędzy, którymi samorządy w Polsce "aż kipią" można wydać na inne, naprawdę pożyteczne cele. Rowerzyści i tak sobie poradzą, tak jak zawsze sobie radzili. Jeszcze 20 lat temu prawie nie było tego całego zgiełku a propos infrastruktury rowerowej - i jakoś się jeździło bez zawracania gitary. Po prostu. Simply - the best! huann - 20:50 środa, 13 grudnia 2017 | linkuj
Ale chodzi o coś innego: jezdnią w miarę sprawny rowerzysta porusza się z prędkością, powiedzmy 25 km/h (czasem 20, a czasem 30-35, w zależności od sprzętu, nachylenia terenu oraz wiatru, widoczności etc.). Nie wyobrażam sobie jechać z taką średnią prędkością po wąskiej DDR w centrum, gdzie inni rowerzyści mijają mnie "na gazetę" lub jadą nóżka za nóżką środkiem, albo parami, bo akurat zebrało im się na gadki-szmatki, nagle znienacka wyskakuje z chodnika starsza pani z psem na lince w poprzek, albo radośnie sobie biegają dzieci, bo rodziciele własnie z siatami z zakupami stanęli sobie na środku by wymienić uwagi o cenach marchewki i groszku. Na jezdni tego typu wątpliwych atrakcji nie ma, stąd sprawniejsze przemieszczanie. Dodatkowo na DDR jest znacznie bardziej ograniczone pole widzenia przy wszelkich wyjazdach z bocznych uliczek, a wiadomo jak kierowcy podchodzą do tematu: drogę rowerową, a właściwie przejazd przez nią traktują zazwyczaj jako doskonałe miejsce by się rozkraczyć i czekać, aż się będą mogli włączyć do ruchu wjeżdżając z podporządkowanej na główną ulicę. Teoretycznie rowerzysta ma pierwszeństwo na drodze rowerowej - na jezdni, podobnie jak jadące nią auta pierwszeństwo ma w takim przypadku i teoretycznie - i praktycznie; w dodatku jest lepiej widoczny - a to kolosalna różnica. W Holandii może jest inaczej, ale my nie mamy karnej mentalności wyrosłej z protestantyzmu i związanego z nią przestrzegania wszelkich norm - więc porównywać możemy się z krajami Europy środkowo-wschodniej, o Rosji nie wspominając. Szwedami, Holendrami, Duńczykami, czy Niemcami nigdy nie będziemy - również na drodze. Nie ta cywilizacja. A ponieważ tak to u nas wygląda, więc polityka FF jest nietrafiona - bo szkodnicy, którzy w urzędach decydują o kształcie infrastruktury rowerowej podchwytują tylko nośne hasła "budowy infrastruktury rowerowej" i robią to po swojemu, najgorzej jak się da, mając piękne usprawiedliwienie dostarczane przez tzw. środowisko rowerowe pt. "przecież chcieliśta ścieżki, no to je mata!". Tak to wygląda od co najmniej 10 lat - dlatego zawsze powtarzam, że w Polsce laur i palmę pierwszeństwa i co tam jeszcze za działanie najbardziej przyjazne rowerzystom powinna otrzymywać ta gmina lub miasto, które robi w tej kwestii jak najmniej. Bo przynajmniej nic nie będzie spieprzone, a "nadmiar" pieniędzy, którymi samorządy w Polsce "aż kipią" można wydać na inne, naprawdę pożyteczne cele. Rowerzyści i tak sobie poradzą, tak jak zawsze sobie radzili. Jeszcze 20 lat temu prawie nie było tego całego zgiełku a propos infrastruktury rowerowej - i jakoś się jeździło bez zawracania gitary. Po prostu. Simply - the best! huann - 20:50 środa, 13 grudnia 2017 | linkuj
Przy remoncie Piłsudskiego nic nie trzeba było przesuwać - wystarczyło (na nowej nawierzchni) wyznaczyć pasy dla rowerów. Do krótkich dojazdów lokalnych typu szkoła, sklep etc. i tak lepiej służą boczne równoległe ulice osiedlowe - tu chodziło o stworzenie komfortowego jeśli chodzi o szybkość wyjazdu z miasta, lub przejazdu tranzytowego poza miasto.
Kiedyś specjalnie zrobiłem test:
Przy warunkach prawie bezwietrznych (by ewentualne podmuchy wiatru nie odegrały żadnej roli) pojechałem w jedną stronę ze skrzyżowania Hetmańska/Zakładowa na Kaliski (niemal) wyłącznie ulicami (Zakładowa, Przybyszewskiego, Milionowa, Kilińskiego, Tymienieckiego, Sienkiewicza, Brzeźna, Radwańska, Parkowa). Wynik - 33 minuty.
Wracałem wyłącznie DDR wzdłuż Mickiewicza, Piłsudskiego, Rokicińskiej i Hetmańskiej. Wynik - 47 minut.
Trasa w każdą ze stron +/- 11,5 km. Różnica - 14 minut na niekorzyść DDR.
1/3 wolniej.
To o czymś świadczy.
Co do DDR przy Rokicińskiej, to jest zbudowana zaś w znacznym stopniu z kostki (od Augustowa), więc naprawdę wolałbym jechać asfaltem z autami, niż telepać się po kostce.
A co do wzrostu ruchu rowerowego - to wcale nie jest to taki pozytywny trend - bo aut i tak w zauważalny sposób nie ubyło na ulicach, a DDR-y, z których muszę korzystać są zwłaszcza w tzw. sezonie zapchane tak, że wolę jechać szybciej równoległymi do nich alternatywami, czyli zwykłymi ulicami. Szkoda tylko, że przez politykę tzw. łódzkiego środowiska rowerowego polegającej na budowie wszędzie DDR-ów mam tych alternatyw coraz mniej. I właśnie doskonałym, choć nader negatywnym przykładem jest wspomniana Drewnowska - 9 lat kostkowego bubla zmieniającego 2 razy stronę na przestrzeni bodaj kilometra, zamiast normalnej ulicy dla wszystkich użytkowników pojazdów - a teraz mamy się cieszyć, że wymalowali farbą jeden przejazd? Od 9 lat nie jeżdżę Drewnowską - i nadal nie zamierzam, bo co z tego, że wymalowali przejazd, jak trzeba czekać, aż się łaskawie auta zatrzymają, albo zmienią się światła przy Karskiego?
To jest sedno błędnej polityki rowerowej. huann - 20:44 wtorek, 12 grudnia 2017 | linkuj
Kiedyś specjalnie zrobiłem test:
Przy warunkach prawie bezwietrznych (by ewentualne podmuchy wiatru nie odegrały żadnej roli) pojechałem w jedną stronę ze skrzyżowania Hetmańska/Zakładowa na Kaliski (niemal) wyłącznie ulicami (Zakładowa, Przybyszewskiego, Milionowa, Kilińskiego, Tymienieckiego, Sienkiewicza, Brzeźna, Radwańska, Parkowa). Wynik - 33 minuty.
Wracałem wyłącznie DDR wzdłuż Mickiewicza, Piłsudskiego, Rokicińskiej i Hetmańskiej. Wynik - 47 minut.
Trasa w każdą ze stron +/- 11,5 km. Różnica - 14 minut na niekorzyść DDR.
1/3 wolniej.
To o czymś świadczy.
Co do DDR przy Rokicińskiej, to jest zbudowana zaś w znacznym stopniu z kostki (od Augustowa), więc naprawdę wolałbym jechać asfaltem z autami, niż telepać się po kostce.
A co do wzrostu ruchu rowerowego - to wcale nie jest to taki pozytywny trend - bo aut i tak w zauważalny sposób nie ubyło na ulicach, a DDR-y, z których muszę korzystać są zwłaszcza w tzw. sezonie zapchane tak, że wolę jechać szybciej równoległymi do nich alternatywami, czyli zwykłymi ulicami. Szkoda tylko, że przez politykę tzw. łódzkiego środowiska rowerowego polegającej na budowie wszędzie DDR-ów mam tych alternatyw coraz mniej. I właśnie doskonałym, choć nader negatywnym przykładem jest wspomniana Drewnowska - 9 lat kostkowego bubla zmieniającego 2 razy stronę na przestrzeni bodaj kilometra, zamiast normalnej ulicy dla wszystkich użytkowników pojazdów - a teraz mamy się cieszyć, że wymalowali farbą jeden przejazd? Od 9 lat nie jeżdżę Drewnowską - i nadal nie zamierzam, bo co z tego, że wymalowali przejazd, jak trzeba czekać, aż się łaskawie auta zatrzymają, albo zmienią się światła przy Karskiego?
To jest sedno błędnej polityki rowerowej. huann - 20:44 wtorek, 12 grudnia 2017 | linkuj
Obecnie, po tylu latach budowy byle czego Fenomen owszem, zaczął również zwracać uwagę nie tylko na ilość, ale też na jakość. Jakieś 10 lat bubli za późno, bo co się w międzyczasie porobiło, to już zostało - i zostanie na następne kilkanaście-kilkadziesiąt lat :/
A robione to było przy akceptacji, by nie rzec entuzjazmie tzw. łódzkiego środowiska rowerowego, które popadało co miesiąc w masową euforię, że "mają wpływ" na to, co robi władza. Teraz widać tego wyniki.
Droga przy Piłsudskiego jako przykład jest średnia - po głębszym zastanowieniu ma w sumie tylko jedną zaletę - jest asfaltowa. W porównaniu z jezdnią ma 2x więcej świateł, przejazdów, często przechodzi z jednej strony chodnika na drugi, w wielu miejscach jest po prostu niebezpieczna (brak widoczności przy wyjazdach). A była doskonała okazja przy remoncie trasy by wyznaczyć NA JEZDNI szerokie pasy rowerowe - i to po obu stronach! Mielibyśmy prawdziwą rowerową autostradę... Ale skoro podejście od zawsze jest takie, by wypychać rowerzystów z jezdni, to potem nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, że buduje się to, co się buduje - buduje się bowiem nie dla korzyści rowerzystów, tylko samochodziarzy. Owszem, pasy na jezdniach też mają swoje wady - ale umożliwiają o niebo płynniejszą i szybszą jazdę rowerem po mieście (a przecież o to chodzi - od przejażdżek rekreacyjnych są lasy i polne drogi) - właśnie po to, by rower stanowił w jak największym stopniu alternatywę dla samochodu. A budowa pokrętnych "ścieżek" działa wręcz odwrotnie. huann - 07:51 wtorek, 12 grudnia 2017 | linkuj
A robione to było przy akceptacji, by nie rzec entuzjazmie tzw. łódzkiego środowiska rowerowego, które popadało co miesiąc w masową euforię, że "mają wpływ" na to, co robi władza. Teraz widać tego wyniki.
Droga przy Piłsudskiego jako przykład jest średnia - po głębszym zastanowieniu ma w sumie tylko jedną zaletę - jest asfaltowa. W porównaniu z jezdnią ma 2x więcej świateł, przejazdów, często przechodzi z jednej strony chodnika na drugi, w wielu miejscach jest po prostu niebezpieczna (brak widoczności przy wyjazdach). A była doskonała okazja przy remoncie trasy by wyznaczyć NA JEZDNI szerokie pasy rowerowe - i to po obu stronach! Mielibyśmy prawdziwą rowerową autostradę... Ale skoro podejście od zawsze jest takie, by wypychać rowerzystów z jezdni, to potem nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, że buduje się to, co się buduje - buduje się bowiem nie dla korzyści rowerzystów, tylko samochodziarzy. Owszem, pasy na jezdniach też mają swoje wady - ale umożliwiają o niebo płynniejszą i szybszą jazdę rowerem po mieście (a przecież o to chodzi - od przejażdżek rekreacyjnych są lasy i polne drogi) - właśnie po to, by rower stanowił w jak największym stopniu alternatywę dla samochodu. A budowa pokrętnych "ścieżek" działa wręcz odwrotnie. huann - 07:51 wtorek, 12 grudnia 2017 | linkuj
Jeden niedzielny rowerzysta wymyślił sobie chodnik z kostki dla roweru, bo się boi jeździć po gładkim asfalcie, paru innych podobnych jemu ochoczo zagłosowało za kolejnym gettem ścieżkowym. A decydenci przyklasnęli, bo jest kolejna okazja do wywalenia rowerzystów wszystko jedno gdzie, żeby autom na jezdni nie zawracali gitary. I to rękami samych hmm, rowerzystów. Przepraszam, ale sami idioci.
Co do poznańskiego oficera rowerowego, to możliwe, że się wyrobił, bo w Łodzi był jedną z bardziej prominentnych postaci ze środowiska Fundacji Fenomen, która przez wiele lat robiła wszystko, żeby powstawało jak najwięcej ścieżek (bo drogami rowerowymi ciężko to nazwać).
Szef Fenomenu, po tym, jak organizacyjnie roztoczył "opiekę" nad masą krytyczną protestującą przeciwko polityce miasta w kwestii rowerów, zaczął pracować dla urzędu miasta.
Fajnie, prawda?
Sam zresztą bez skrępowania opowiadał, że najważniejsza jest ilość, a nie jakość infrastruktury, bo mamy zapóźnienia chociażby w porównaniu z takim Gdańskiem, nie mówiąc już o Warszawie. Więc trzeba gonić - nieważne jak. Ot, takie podwarszawskie kompleksy miejsko-łódzkie. I przez takie podejście mamy to co mamy - oraz dodatkowo takie buble, jak z budżetu obywatelskiego. Na szczęście oprócz budżetu obywatelskiego w tym kraju zakazów, nakazów i cwaniactwa jest jeszcze coś takiego obywatelskiego, jak obywatelskie nieposłuszeństwo. huann - 08:50 poniedziałek, 11 grudnia 2017 | linkuj
Co do poznańskiego oficera rowerowego, to możliwe, że się wyrobił, bo w Łodzi był jedną z bardziej prominentnych postaci ze środowiska Fundacji Fenomen, która przez wiele lat robiła wszystko, żeby powstawało jak najwięcej ścieżek (bo drogami rowerowymi ciężko to nazwać).
Szef Fenomenu, po tym, jak organizacyjnie roztoczył "opiekę" nad masą krytyczną protestującą przeciwko polityce miasta w kwestii rowerów, zaczął pracować dla urzędu miasta.
Fajnie, prawda?
Sam zresztą bez skrępowania opowiadał, że najważniejsza jest ilość, a nie jakość infrastruktury, bo mamy zapóźnienia chociażby w porównaniu z takim Gdańskiem, nie mówiąc już o Warszawie. Więc trzeba gonić - nieważne jak. Ot, takie podwarszawskie kompleksy miejsko-łódzkie. I przez takie podejście mamy to co mamy - oraz dodatkowo takie buble, jak z budżetu obywatelskiego. Na szczęście oprócz budżetu obywatelskiego w tym kraju zakazów, nakazów i cwaniactwa jest jeszcze coś takiego obywatelskiego, jak obywatelskie nieposłuszeństwo. huann - 08:50 poniedziałek, 11 grudnia 2017 | linkuj
Z ciekawostek - poznański oficer rowerowy, który pilnuje wytycznych (o dziwo rozsądnych od nastania Jaśkowiaka) co do dróg rowerowych przyjechał do nas z... Łodzi. Dla Was szkoda, że go puściliście, dla nas całkiem rozsądny transfer :)
Trollking - 20:50 niedziela, 10 grudnia 2017 | linkuj
Limanowskiego: cudownie, kolejny przykład na to, że mentalność w tym kraju/mieście sięga poziomu chlewa. A potem się dziwić, że nie szanuje się przepisów. Ja zamierzam zatem od teraz je łamać z premedytacją. Z góry zapowiadam, że żadna kwota ewentualnego mandatu nie będzie miała na to najmniejszego wpływu, a zatem potencjalnego waloru wychowawczego, gdyż będę w tym konkretnym przypadku łamał przepisy dla idei.
huann - 17:46 niedziela, 10 grudnia 2017 | linkuj
Osobiście uważam, że projektanci albo co najmniej osoba zatwierdzająca projekty infrastruktury rowerowej powinna mieć ustawowy obowiązek wykazania się przebiegiem min. 2-3 kkm rocznie jako rowerzysta miejski. Na pewno byłoby mniej wszechobecnych knotów a tak decyzje zapadają za biurkiem nawet bez oględzin "w terenie", kłania się "Miś" Barei i scenka projektowania osiedla. Tylko jak taki obowiązek przeforsować?
marudaXL - 17:42 niedziela, 10 grudnia 2017 | linkuj
Komentuj